Gdy stawiałam swoje piewsze kroki w Ajurwedzie to co zachwycało mnie najbardziej to świat kolorów. Kolorowe ubrania, bóstwa przedstawiane w pięknych żywych barwach, kolorowe potrawy.
Zachwycały mnie także przyprawy, ich egzotyka. I choć wiele z nich było już dostępnych od dawna na polskim rynku to ich zapach – zwłaszcza tych rozgrzewających – hipnotyzował mnie sprawiając, że czułam się otulona, bezpieczna.
Jakież było moje zaskoczenie gdy podczas mojej pierwszej konsultacji ajurwedyjskiej moja konsultantka zaproponowała mi korzystanie z mocy ziół a jednym z nich był liść laurowy. Przyprawa, którą jeszcze moja babcia i mama dodawały do rosołu, kapusty, sosów, grochu… Przecież on jest taki pospolity…
I tak ta myśl kiełkowała sobie we mnie, aż przerodziła się w pasję do ziół, która z każdym dniem, tygodniem, miesiącem uczy mnie coraz większej uważności na to jakie zioła warto dodawać do jakich potraw i jakie jest ich działanie.
I oto liść laurowy stał się przysłowiowym laurem zwycięstwa bo od niego właśnie rozpoczęła się moja droga ku tej wiedzy. A choć wydawać by się mogło, że tak powszechne zioło słabo wpisuje się w kanony egzotyki to jego działanie jest nad wyraz pożądane w naszym zabieganym i pełnym chaosu życiu.
Liść laurowy bowiem poprzez swój ostry smak ma działanie rozgrzewające i pobudzające. Smak gorzki z kolei działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie. Zaś smak cierpki działa uspokajająco i wysusza.
Cechy te sprawiają, że warzyniec w postaci wysuszonych liści jest ogromnym wsparciem dla doszy Vata oraz Kapha (choć w zbyt dużych ilościach nie jest polecany dla żadnej z dosz) wspierając układ trawienny oraz oddechowy.
Liść laurowy jest łatwo dostępny jednak już owoc wawrzyńca – bobek jest rzadko widziany ale równie skuteczny.
Zioło to można dodawać wszędzie tam gdzie warto wesprzeć nasze trawienie dlatego tak powszechnie jest używany do sosów, fasoli, grochu a nawet pomidorów. Można go łączyć z innymi przyprawami takimi jak ziele angielskie, majeranek czy tymianek by wzmocnić ich wzajemne działanie.
Liście wawrzynu można także stosować jako napar i tutaj posłużę sie przepisem dr. Henryka Różańskiego, który zaleca 2 łyżki suszu na 1 szklankę zalać wrzącą wodą i odstawić do zaparzenia na ok. 30-40 minut a następnie odcedzić i popijać w ciągu 3 razy po 100-150 ml.
Taki napar działa kojąco na nasz układ trawienny ale i osuszy nasze płuca z nadmiaru śluzu.
Zatem jeśli tak jak ja jeszcze kilka lat temu, nie doceniałeś naszego nudnego wawrzyńca to czas by z większą uważnością przyjrzeć się temu do jakich potraw używany jest w Twojej kuchni. Pozwoli Ci to na złapanie szerszej perspektywy a być może nawet otworzy na nową miłość…
Tulę mocno,
Daga.
Źródło:
Wawrzyn – Laurus « Medycyna dawna i współczesna (rozanski.li)