Kitcheri na niepogodę

Dziś jest 1 kwietnia i Ci, którzy mnie znają mogą pomyśleć, że to żart z okazji Prima Aprilis.

Uspokajam – naprawdę dziś, z własnej nieprzymuszonej woli zrobiłam i zjadłam na obiad kitcheri 😉

Pewnie niektórzy z Was pomyślą, co w tym takiego dziwnego – otóż należę do tych osób, które nie zakochały się w tym daniu a podczas pierwszego oczyszczania było powodem nie jednej łzy.

Co się zatem zmieniło?

W dużej mierze ja sama ale też to, że odkąd obcuję na co dzień z Ajurwedą uczę się nowych smaków. Mam większą świadomość tego jak działają na nas smaki, zioła i w ogóle żywność a przez to szukam złotego środka, który pogodzi moją wybredną Vatę z rozsądkiem Pitty 😉

Ale była jeszcze jedna kwestia, która w dużej mierze zadecydowała o tym wybryku. Kiedy pisałam post o naszych jelitach od razu połączyłam właśnie to danie z naszym dobrym samopoczuciem.

Kitcheri bowiem jest w kuchni ajurwedyjskiej klasyką gatunku a zawdzięcza to przede wszystkim swojej prostej kompozycji, która dostarcza wszystkich wartości odżywczych do naszego organizmu a przy tym jest lekko strawne, dzięki czemu poradzą sobie z nim nawet najbardziej wymagające brzuszki.

Kitcheri jest idealnym daniem na czas oczyszczania (wtedy warto sięgnąć po wersję klasyczną), jednak można je śmiało kosztować także w ciągu roku. Odpowiednio skomponowane wzmacnia nasz ogień trawienny Agni, który odpowiada nie tylko za trawienie fizyczne ale również emocjonalne.

I tak sięgnęłam po książkę Maćka i Karli Szaciłło na temat Depresji, w której to konkretne danie ma właśnie wspierać nasze samopoczucie, a że tak już mam, że zanim wypowiem się głośno to sama najpierw stosuję na sobie, to dziś i ja posmakowałam tego okazuje się smacznego dania.

Kitcheri w tej wersji zostało odrobinę zmodyfikowane na potrzeby podniesienia energii w pochmurny i chłodny dzień.

A zatem podążając za przepisem…

Składniki:

  • masło klarowane 1 łyżka
  • pół łyżeczki czarnuszki (pobudza przepływ energii w ciele, podnosi Agni)
  • 1 łyżeczka kuminu
  • 3 liście laurowe
  • 2/3 łyżeczki kurkumy
  • 100 g fasolki mung dal (ja użyłam mung)/ soczewicy czerwonej – namaczamy min. 2h wcześniej
  • 100 g ryżu basmati – dobrze płukamy
  • por – biała część
  • świeżo starty imbir ok 1 łyżeczki
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka soli himalajskiej

Do rozgrzanego rondelka nakładamy łyżkę masła klarowanego a następnie przyprawy w kolejności: czarnuszka, kumin, liście laurowe, kurkuma.

Następnie dodajemy strączki oraz ryż i zalewamy wrzątkiem (ok 1l).

Dodajemy por pokrojony w plastry, imbir i czosnek.

Wszystko mieszamy, zmniejszamy ogień i pozwalamy aby się gotowało do momentu aż strączki będą się rozpadać.

Jeśli zajdzie taka potrzeba dolewamy wrzątek.

Pod koniec gotowania dodajemy sól i odrobinę chilli.

Gotowe 🌱

I tak, właśnie w dniu kiedy energia Nowiu wprowadza nas w zmiany i odrzuca to co zbędne, ja wchodzę z poczuciem nadziei, bo mogę być przykładem – dla wszystkich tych z Was, którym zmiana nawyków (tak żywieniowych jak i dotyczących rytmu dnia) wydaje się nieosiągalna – tego, że wszystko jest możliwe.

Potrzeba jedynie cierpliwości i zrozumienia dla Siebie a małymi kroczkami dotrzemy do celu 💚

Z miłością,

Daga 🙏

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
Starszy
Nowy
Inline Feedbacks
View all comments

Hej, kitcheri robię już po raz kolejny, rano owoce do 12, potem tylko ta zupa, ale, jak nigdy dotąd boli mnie brzuch, nie mocno ale odczuwam, myślę sobie, że to kwestia przyspieszonego trawienia, bo trochę się obzeralam w święta, no ale nie wiem, co myślisz?♥️